czwartek, 22 kwietnia 2010

To było latem, rok przed nieszczęsną wyprawą Olafa

To było latem, rok przed nieszczęsną wyprawą Olafa. Miałam dziewięć lat, on piętnaście. Ja byłam dzieckiem, on mężczyzną. A Katla kobietą. Ganiałam po łagodnych wzgórzach Ase. Bawiłam się w pory roku.
Tamtego dnia deszcz popsuł mi zabawę. Nadeszła chmura, zatrzymała się nad moim wzgórzem i spuściła na ziemię strugi wody. Płatki przylgnęły mi do rąk i nie chciały fruwać. Zniecierpliwiona poszłam do lasu, by przeczekać ulewę. Pośród szmeru kropli usłyszałam coś jeszcze. Szepty? Stłumiony, jasny śmiech. Bezszelestnie podczołgałam się w stronę głazu, zza którego dochodziły dźwięki.
Katla siedziała oparta plecami o skałę. Olaf leżał z głową na jej kolanach. Ręką tulił jej piersi. Były nagie. Pewnie Katla zmokła i zdjęła koszulę. Chciałam pójść do nich, gdy Olaf uniósł się lekko i przystawił swoje usta do piersi dziewczyny. Zamknął oczy i pomyślałam, że nie będę przeszkadzać.

Wróciłam do domu przed nimi. Matka czekała chwilę z posiłkiem, ale gdy nie nadchodzili, kazała służbie podawać. zapytała:
– Gdzie Katla?
Odpowiedziałam, nie przerywając jedzenia:
– Karmi Olafa piersią w lesie, deszcz ich złapał.
– Flokse! – zaklęła matka i wstała od stołu, potrącając miski.
Flokse, krzyczała po wielokroć tego wieczoru, gdy sam na sam zamknęła się z Katlą w alkowie. Olafa wyprawili nazajutrz do Hrafna. W domu z wolna przycichło. Służące schodziły matce z oczu, ojciec łagodził, i choć pierwszego dnia słowo „pognać” padało z jej ust często, to jednak wraz z upływem dni rozmyło się w powietrzu i znikło. Katla została.
Ja zrozumiałam, że choć była moją piastunką, to jednak była zbyt młoda, by kiedyś niańczyć Olafa. Pojęłam w mig, że mówienie tego, co się widzi, nie przynosi nikomu korzyści. Katla zrozumiała, gdzie jest jej miejsce w naszym domu. A ojciec i matka, że mój brat nie jest już dzieckiem.
Olaf. Podobno Olaf. wściekł się, gdy się urodziłam. Czekał na brata, dostał siostrę. Ponoć prosił matkę, by zostawiła mnie pod skałą. Wyciągał mnie z kołyski i sam próbował wynieść, tak że bali się mnie zostawiać bez opieki.. Katla czuwała dzień i noc. Nic z tego nie pamiętam. Aż w końcu zachorowałam. Nie jadłam, nie płakałam, nikłam. Cała rodzina się zebrała. Radzili, co dalej. Hrafn kazał sprowadzić kobietę z bagien. Matka się jej bała. Ojciec słyszeć o tym nie chciał. Stryj się uparł, powiedział, że jestem pierwszą dziewczynką w rodzinie, a to znaczy, że dzięki mnie kiedyś rod będzie wywyższony. Kobieta przyszła, okadziła mnie i w kącie izby wypatrzyła Olafa. Skrzyżowała palce i wysyczała:
– Den ondeee!
Wyciągnęła sześcioletniego Olafa na środek. I mimo protestów matki nad nim samym odprawiła czary. Nim wyszła z dworu, powiedziała do matki, ojca i Hrafna:
– Wasze dzieci już czyste. Jedno miało diabła z krwi, drugie z kości. Czy ich upilnujecie, nie wiem. Ja bym się bała.

Katla mi to opowiadała. Zawsze ją męczyłam:
– Powiedz, a ja miałam z krwi czy z kości?
Śmiała się, a ja ją straszyłam, że z krwi i że ją zjem, jak trochę podrosnę.
Jedno było pewne: po tamtej historii z moją chorobą i kobietą z bagien Olaf przestał dybać na moje życie. Już mu nie przeszkadzałam. Popadł w przesadną miłość do mnie, swojej małej siostry. Na rękach mnie nosił, zabawiał, pilnował. Aż Katla i matka bały się, że z nadmiaru tej miłości zrobi mi krzywdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz